2010

Józef Wolny „Fotografie po czasie...”


„FOTOGRAFIE”

Fotografuje od lat z potrzeby serca i dla chleba.
Fotografowanie długo rozumiałem jako panowanie nad światłem.
To ono, piękne w swoim rozproszeniu, pozwalało zdobywać coraz to nowe obrazy, a jego brak stanowił udrękę. Światło dopełniające przestrzeń stanowiło istotę fotograficznego spełnienia.
Dostrzegłem także i zaakceptowałem cienie, domyślając się w ich mrocznym niedopowiedzeniu szansy na zrozumienie pełni obrazu.

Iluminacja jednak nie nastąpiła, czegoś zabrakło.
Postanowiłem dać sobie trochę... czasu.

Czas to kawałek nieskończoności, którą otrzymujemy od naszych rodziców.
Błogosławiony w swojej dynamice przynosi radość, sukcesy, doświadczenie i pewność siebie.
Codziennie pozwala odkrywać nowe znaczenia zdarzeń i słów.
Biegnąc przez życie zaczynamy pojmować jego rytm dopiero wtedy, gdy odchodzą nasi bliscy i tracimy ostrość widzenia.
Lekarstwem od zawsze jest sięgniecie po lustrzankę z jasnym obiektywem.
Fotografie zatrzymując czas dają ukojenie i pozwalają pogodzić się z porządkiem wszechrzeczy. Czego sobie i Wam życzę.


Józef Wolny


Rozważania Józefa o czasie i jego własnej fotografii znalazły swój wydźwięk na ostatniej Wystawie „Tychy Press Photo 2010. Ja też potrzebowałem trochę czasu nie tyle na zauważenie, co na zdecydowanie się do skomentowania zestawu zdjęć Józefa, które się znalazły na tej wystawie. O pracach nagrodzonych Przemysława Strzeleckiego, Fryderyka Parwickiego i Radosława Kazmierczaka napisałem już wcześniej. Gościa specjalnego tej wystawy a był nim Józef Wolny pominąłem. Pomimo faktu, że byłem na wernisażu wystawę oglądałem i prace Józka widziałem.
Wrażenie na mnie zrobiła prezentacja multimedialna, jaką zaprezentował młodym fotoreporterom starszy doświadczony kolega.

Różnorodny a równocześnie bardzo przemyślany zestaw zdjęć tak własnych jak i agencyjnych mówił o znaczeniu dobrego fotoreportażu . Poparty własnymi doświadczeniami oraz ciekawymi spostrzeżeniami o istocie fotografii reporterskiej został przyjęty owacyjnie.
Zachodzi jednak pytanie jak ma się ta fotografia kreatywna do natury reporterskiej jej autora.
I tu mam dylemat! Choć chyba nie do końca! Józef jest fotografem bardzo i to bardzo głęboko zastanawiającym się nad tym, co robi i co właściwie powinien robić. Jaka powinna być ta jego bardzo osobista fotografia, bo przecież fotoreportaż robiony dla gazety nie zawsze jest tym, co nam w duszy gra i czy gra na tą melodię, jaką byśmy chcieli. Józef Wolny jeszcze rozlicza się ze swoimi rodzinnymi korzeniami. Dopiero teraz dojrzał to fotograficznej formy ich przedstawienia. Jeszcze drąży ten temat. Jest nim pochłonięty. Ciekawi mnie jak go jeszcze dopieści i czy nie przekroczy tej cienkiej granicy, na której jest koniec interpretacji tego tematu.

W tym zestawie jest już chyba zapowiedz właśnie odejścia Józefa od tego tematu (ostatnie zdj. Autoportretu).
Jest On (autoportret) - jest ojciec (krawiec) - jest matka. Oni odeszli... Czy „Mrok” to wieczność?
Nie nam sądzić!

wrzesień 2010